Jestem prywatnym przedsiębiorcą. Mam na karku niecałe 40 lat, a swoją działalność prowadzę od niespełna 15. Jest to zwykły sklep stacjonarny, specjalizujący się w sprzedaży rowerów, a także wszystkiego co jest potrzebne do należytej ich konserwacji, czy też po prostu usprawnienia naszego sprzętu.
Mieszkam w niewielkiej miejscowości – na tę chwilę ma ona 6 tysięcy mieszkańców. W momencie gdy otwierałem swoją firmę, tych mieszkańców było jednak prawie 9 tysięcy. Czy ma to dla mnie jakieś znaczenie? Oczywiście! Ubyło mi przecież prawie 3 tysiące potencjalnych klientów. Nie ma bowiem konkretnej grupy ludzi, która jeździ na rowerach. Można powiedzieć, że szeroko pojęte kolarstwo jest jedną z nielicznych form aktywności fizycznej lubianej przez ogół społeczeństwa. Jeżdżą bowiem przecież prawie wszyscy – zarówno młodzi, jak i starzy, szczupli i grubsi, wysportowani i ci nie bardzo. Dla niektórych rower jest sposobem na utrzymanie swojej formy. Inni wsiadają na siodełko bo pragną zrzucić kilka zbędnych kilogramów. Dla innych z kolei, rower jest podstawowym środkiem transportu. Jeszcze inni używają go jako swojego narzędzia do pracy – są to chociażby kurierzy rowerowi, czy też dostawcy jedzenia.
Właśnie tych wszystkich, całkiem różnych od siebie ludzi, miałem przed oczami gdy we wczesnych latach dwutysięcznych otwierałem tę działalność. Miałem wizję mieszkańców mojej miejscowości, którzy kupują rowery właśnie u mnie. W moim sklepie mogliby zaopatrywać się we wszystko co potrzebne jest do komfortowej jazdy. Oprócz sprowadzania sprzętu bardzo wysokiej jakości, prosto z krajów Europy zachodniej, prowadziłem też rowerowy serwis, czyli miejsce, do którego udać mógł się każdy kto miał problem ze swoimi dwoma kołami.
Z początku, tzn. przez pierwsze kilka lat prowadzenia sklepu, który zawsze był moim wielkim marzeniem, wszystko szło po mojej myśli. Miałem mnóstwo klientów – sklep okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Zyskałem rzeszę stałych bywalców w moim sklepie, a także warsztacie. Mieszkańcy wiedzieli do kogo udać się po pomoc, czy poradę w sprawie swojego dwukołowca. Wiedzieli także, że na miejscu czeka na nich wszystko co będzie potrzebne do rozwiązania ewentualnego problemu. Najważniejsze w początkowym sukcesie było to, że mimo, iż sprzęt był naprawdę wysokiej klasy, a także nie był często spotykany w innych tego rodzaju sklepach w naszym kraju – ceny nie były zbyt wygórowane. W przeciwieństwie do innych osób, które próbowały w naszym mieście sił w tej branży – ja nie wykazałem się chciwością.
Od samego początku postawiłem na budowanie pozytywnych relacji z potencjalnym klientem i nie chciałem nikogo spłoszyć. Stąd też pomysł na nakładanie na produkty sprzedawane w moim sklepie bardzo niskiej marży, która nie odstraszała miejscowych rowerzystów. Pomysł zdał egzamin celująco – marża nie była wysoka, ale przy wysokim zainteresowaniu na moje produkty, pozwalała ona zasilać mój budżet znaczącymi wpływami, przez co sklep mógł nadal się rozwijać. Dzięki rodzinnej atmosferze i niskich cenach ludzie mi zaufali, przez co korzystali także z usług w moim serwisie, gdzie w grę wchodziły pieniądze, które decydowały tak naprawdę o opłacalności mojego biznesu.
Lata mijały, a u mnie było jednak coraz gorzej. Coraz wyższe podatki, rosnące ceny wynajmu lokalu, a także produktów samych w sobie zamawianych przeze mnie nadal z zagranicy, spowodowały, że ceny w sklepie musiały siłą rzeczy także powędrować w górę. Wtedy klienci zaczęli powoli „kręcić nosem”. Tłumaczyłem im, że jestem w kropce i decyzja o wzroście cen podyktowana jest aktualną sytuacją na rynku, oraz wręcz próbą walki o przetrwanie mojej działalności.
Niestety, wtedy po raz pierwszy poczułem jak brutalny bywa rynek dla prywatnego przedsiębiorcy. Nikt przecież nie miał zamiaru użalać się wraz ze mną nad moją sytuacją. Jeżeli dla kogoś robi się za drogo, to po prostu przestaje korzystać z danych usług. Nie byłem w stanie zareagować na to co się działo, bo jednym rozwiązaniem były dla mnie wyższe ceny i to był prawdziwy początek gorszych czasów, które trwają do dzisiaj.
Aktualnie, jestem na granicy opłacalności, prowadzę jednak ten biznes z przyzwyczajenia. Zarabiam już w zasadzie tylko na serwisie. Dziś, branżą rowerową rządzą sklepy online, które oferują najtańszy sprzęt, nie płacąc jednocześnie za wynajem lokalu. Czy istnieje w ogóle coś takiego jak kasa fiskalna w sklepie internetowym? Jestem tego strasznie ciekaw, bo mój biznes został wręcz wymęczony przez regulacje podatkowe, wszystko prowadzone było w 100 % legalnie. A jak to jest z nimi? Kto to sprawdza? Szkoda, że tak potoczyły się losy mojego sklepu, który paręnaście lat temu zapowiadał się na biznes, który ustawi mnie do końca życia…